Angela
Szliśmy już kilka minut, a ślad krwi ciągle się ciągną. Zauważyłam, że z każdym krokiem jest jej coraz więcej.
- Coraz więcej krwi. - Powiedział to co myślałam.
- Ano.
Westchnęłam. Zapach krwi, widok krwi a nawet szum krwi dziwnie na mnie działał a konkretniej pobudzająco. Traciłam zmysły i robiłam okropne rzeczy, a gdy je odzyskałam wolałam umrzeć niż zobaczyć za każdym razem ten sam widok, który mnie męczy aż do dziś.
Zatrzymaliśmy się przy kałuży krwi. Mnóstwo jej było i nigdzie dalej nie prowadziła.
- Rozejrzyjmy się Natsu. Może coś znajdziemy.
- Zgoda. - I ruszył na prawo. Spojrzałam na niego. Miałam dziwne przeczucie, że to nie jest zwyczajny las, że ktoś nas obserwuje odkąd tu weszliśmy. Jakbyś przekroczyli granice, której nikomu nie było wolno.
Ruszyłam na lewo. Zmierzchło, na szczęście Smoczy Zabójcy mieli bardzo dobry wzrok, węch jak i słuch.
Przeszłam kawałek ale nic nie znalazłam. Ruszyłam w stronę brata i coś mnie zaatakowało. Nawet nie wiedziałam kiedy.
Uderzyłam w drzewo, łamiąc je. Szybko wstałam i spojrzałam na intruza ale nie mogłam go znaleźć. Zaatakował mnie z boku. Poleciałam trochę ale odbiłam się rekami i wskoczyłam na drzewo.
- Szybki. - Mruknęłam nie zadowolona, że dałam się tak podejść i to dwa razy.
Poczułam szczypanie na policzku. Miałam ranę. Szukałam przeciwnika, tylko on mnie interesował. Siedział na drzewie na przeciwko mnie ale to nie był człowiek lecz potwór. Miał długie włosy do połowy pleców o smolistym kolorze, czerwone ślepia, kły, szpony, długi łuskowaty ogon i skrzydła. Z pyska leciała mu krew.
Był nagi ale nie można było stwierdzić jaką ma płeć. Syknęła na mnie i skoczyła w moją stronę. Chwyciłam jedną ręką ją za szpony, a druga walnęłam to w twarz. Wbił się w ziemie. Skoczyłam i nogą chciałam wbić mu się w brzuch lecz zniknął i zaszedł mnie od tyłu.
Wbił mi jedną rękę w ramie a drugą w bok, łamiąc mi dwa żebra. Syknęłam,strasznie to bolało.
- Stalowa Pięść Ognistego Smoka! - Krzyknął Natsu z prawej strony i walną potwora.
Puścił mnie ale poczułam mocny ból z boku, gdzie się wbił. Spojrzałam tam skóra i mięśnie były całe postrzępione i zwisały, dało się zobaczyć nawet kości.
Różowo włosy objął mnie.
- Nic Ci nie jest ? - Zapytał patrząc na stwora, który teraz płoną po ataku Natsu.
Z rany leciało mnóstwo krwi, ale nic z tym nie robiłam, nie interesowało mnie to. Wstałam i podeszłam do stwora. Natsu chciał mnie zatrzymać ale nie dał rady.
Stworzenie płonęło ale nie krzyczało. Spojrzał na mnie.
- Odejdzie. Spotka was tu tylko rozpacz, smutek i śmierć. - wysyczało ostatnie słowa i dało pochłonąć się płomienia.
Salamander podszedł i pociągnął mnie.
- Choć, musimy stąd wyjść. Jesteś poważnie ranna i na dodatek jest już ciemno. Nic tu nie znajdziemy. Jutro przyjdziemy.
Pomimo tego, że mnie ciągnął to stałam jak słup w tym samym miejscu. Zastanawiałam się nad znaczeniem słów które wysyczał ten potwór. Nie musiał ale ostrzegł nas. Konał ale nie walczył o przetrwanie, jakby chciał w końcu umrzeć. Było to tak jakby ktoś go do tego wszystkiego zmuszał.
Chciałam zostać w tym miejscu i sprawdzić czy coś znajdziemy ale Natsu mi nie pozwolił. Wziął mnie na ręce i wyprowadził z lasu do hotelu.
Zaniósł mnie do łazienki. Ściągnął stanik i umył. Stałam przed lustrem i patrzyłam co robi. Widziałam jak się krzywki na widok rany. Miał igłę i nić ale nie wiedział co z tym zrobić.
- Eeeee.... no więc trzeba ciebie zeszyć. - Powiedział jak mądrala ale i tak nie wiedział co dalej zrobić. Uniosłam jedną brew do góry a on uśmiechnął się w swój firmowy uśmiech. Westchnęłam.
- Jak ? Jak wyleczysz rany ? - Spytał ciekawie.
- Płomieniami . Tak jak ty posiadam płomienie uczuć. Jeśli bardzo się na tym skupie, moje płomienie mogą zrobić wszystko co chce. - Wystawiłam rękę i otoczyłam ją płomieniami. - Widzisz każdy Smoczy Zabójca posiada swoją indywidualna magię w której jest mistrzem i można ją rozwijać. Możemy regenerować swoją magie, jesteśmy na nią odporni ale też możemy się nią leczyć. Jednak nie jest to takie skuteczne leczenie jak Magia Niebiańskiego Zabójcy Smoków jest bardziej ukierunkowana na uzdrawianie i wspieranie innych ale jako że my mamy płomienie uczuć też możemy się leczyć ale na trochę niższym poziomie.
Moje płomienie na ręce zmieniły barwę na różową i przyłożyłam ją do rany. Kości zaczęły się łączyć a mięśnie sklejać ale skórę musiałam zeszyć.
- Cze..
- Tak jak mówiłam nasze leczenie jest na niższym poziomie. Chodzi o to, że mamy tak zwanie limit. Możemy się wyleczyć z tylko tych najpoważniejszych ran. Nasze płomienie uczuć potrafią to wyczuć i kiedy wyczują, że nie grozi już nam śmierć, nie leczą nas.
- Rozumiem... A można innych leczyć? - Zapytał zamyślony. Myślał nad czymś.
- Można ale musisz rozwinąć umiejętności leczenia. Nie możesz od razu od tak wyleczyć kogoś, możesz stracić życie. - Patrzył na mnie przerażony.
Skończyłam się szyć, przemyłam ranę. Wstałam i się wyprostowałam, strzyknęło mi w plecach.
- Achhh... idę spać. Dobranoc. - Powiedziałam i poszłam do łóżka.
- Dobranoc. - Usłyszałam i jak tylko położyłam głowę na poduszce, zasnęłam momentalnie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz