sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 19

Angela

Byłam coraz bliżej celu. Czułam jej zapach unoszony przez wiatr. Rozejrzałam się dookoła, byłam na środku pustki. Nie mogłam nazwać tego pustynią bo nie było piasku ani parzącego słońca ale też nie mogłam nazwać dżungla, były tylko nie liczne drzewa i krzaki. Szłam powoli stąpając po ziemi. Zobaczyłam ją, stała  15 metrów dalej. Ubrana była w czarną długą bluzkę i czarne spodnie, do tego czarne buty. Spojrzałam na nią unosząc jedną brew do góry.
- Specjalnie się ubrałam tak na twój pogrzeb. - Uśmiechnęła się słodko, a pode mną pojawiła się czarna dziura w którą wpadłam.
Szybko wstałam. Byłam w jakiejś przestrzeni gdzie było widać czerń i szarość.
- Nigdy stąd nie wyjdziesz. Zostaniesz tu na wieki. - Usłyszałam jej głos ale nie widziałam jej.
Nic nie było dookoła mnie. Czułam jakbym lewitowała w powietrzu, unosiłam się lekko i odprężało mnie to. Zamknęłam oczy i usłyszałam głos. Głos Igneel, który szeptał "Nie podawaj się".  Otworzyłam je szybko i zebrałam ogień wokół swojego ciała. Gdy tak zbierałam swoją magie, czułam jak ta przestrzeń ją wysysa. Przez co krzyczałam z bólu, czułam jakby ktoś rozrywał mi całe ciało.

*                                                                       *                                                                   *

W tym samym czasie kiedy Angela próbowała się wydostać, Magnolia pustoszała. Na ulicach nikogo nie było, ani żywego ducha. Gildia, która dotąd tętniła życiem, była cicha, jakby ktoś umarł. W całym mieście nikogo nie było. Tylko jedna osoba. Tą osoba był dorosły mężczyzna dobrze znający tą mieścinę ale nie spodziewał się takiego widoku. Staną na środku miasta i padł na kolana przeklinając swoją głupotę. Zostawił miasto bez opieki na 4 dni i już nikogo nie było.

*                                                                         *                                                                     *

Angela

Dyszałam ciężko. Moc , którą uwolniłam nic nie pomogła. Tylko mnie to wykończyło. Westchnieniem zrezygnowania i odpieczętowałam moc, która powinna być na wieki zamknięta. Od pieczętując powstała eksplozja. Eksplozja ognia. Z powodowało to uwolnienie nie mnie z tej przestrzeni. Znalazłam się pod nogami Kity, która odrazy przygniotła mnie nogą. Byłam wykończona ale resztkami sił zrzuciłam ją z siebie. Wstałam co zajęło mi bardzo dużo czasu. Spojrzałam na kobietę, a ta tylko stała i patrzyła na mnie. Na jej usta wygięły się w szaleńczy uśmiech i pstryknęła w moją stronę palcami.
- Aaaa....!!!! -Wrzasnęłam przeraźliwie, padając jak kłoda na ziemie. Czułam ból wzdłuż całego kręgosłupa, który się ruszał. Ból był niesamowicie silny. Przewróciłam się na plecy łapiąc oddech i wijąc się z bólu. Zobaczyłam Kita nad sobą, a w jej ręce miecz, który wbiła mi w bok brzucha i wtedy nie czułam tego przeszywającego bólu w kręgosłupie. Teraz bolał mnie ten bok.
- To odludzie będzie twoim grobem i nikt ciebie nie znajdzie. - Wysyczała i zniknęła.
Oczy mi się same zamykały i nawet nie próbowałam walczyć. Nie miałam sił na to, była wykończona psychicznie i fizycznie, szczególnie fizycznie. Po chwili straciłam przytomność.

Myślałam, że to koniec tego wszystkiego ale jak otworzyłam oczy ciągle leżałam na tej ziemi. Jednak nie czułam bólu lecz odrętwienie. Wstałam powoli i syknęłam z bólu,. Spojrzałam na ranę w brzuchy. Była duża ale cienka. Zdjęłam materiał, który zakrywał mi nogi, pozostając w krótkich spodenkach czarnych ze złotą obwódką. Materiał ten zawiązałam wokół brzucha, tamując krew, która o dziwo jeszcze leciała.
Podparłam się na rękach i wstałam, powoli ale wstałam. Chwiejny krokiem kierowałam się w stronę Magnolii. Podczas drogi utykałam. Nie miałam sił ale dzięki silnej woli szłam do przodu. Nie mogłam się uleczyć, nie miałam magii  i nie mogłam zrobić lepszego opatrunku niż tego co zrobiłam, nie wzięłam plecaka.
- Jaka ja głupia, a mogłam jednak wziąć ten cholerny plecak. - Narzekałam na swoją głupotę podczas drogi. Od Magnolii dzieliło mnie tylko 245 km. - Tylko 245 km. Chyba ze mnie jaja robią. Prędzej się wykrwawię po drodze niż dojdę.
I tak narzekając na swój kiepski los szłam, szłam i szłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz